Artykuły

Nowa klasa prekariatu

23.12.2013 Autor: Marta Kowalówka
Prekariat to słowo coraz częściej spotykane w literaturze poświęconej socjologii, filozofii, a nawet sztuce. Co tak naprawdę kryje się za tym zwrotem? Czy prekariat należy traktować jedynie jako barwną figurę retoryczną, czy – wprost przeciwnie – jesteśmy świadkami narodzin nowej klasy społecznej? Artykuł poświęcony jest teorii socjologicznej autorstwa Guy’a Standinga w nawiązaniu do polskiego rynku pracy.
Na początku lat 80. XX w. niemiecki socjolog, Ulrich Beck, w swoim dziele Społeczeństwo ryzyka postawił tezę o zaniku tradycyjnie rozumianych klas społecznych. Dopuszczał on jednak możliwość narodzin nowej klasy, przebiegającej w poprzek dawnych granic klasowych. W 2011 r. Guy Standing, profesor University of London, obwieścił spełnienie się przepowiedni swojego nieco starszego kolegi po fachu: oto jesteśmy świadkami narodzin nowej klasy – prekariatu.

Społeczny patchwork prekariuszy


Termin ukuty przez Standinga jest neologizmem powstałym z połączenia dwóch słów: precarious (pol. niepewny) oraz proletariat. Semantyka słowa precarious jest jednak szersza, gdyż, idąc za tłumaczeniem Cambridge Dictionary, zwrot precarious można odnieść również do sytuacji, która z dużym prawdopodobieństwem ulegnie pogorszeniu. Z kolei słowo proletariat, wywodzące się jeszcze z czasów starożytnego Rzymu i oryginalnie odnoszące się do osób nieposiadających własności, nie bez przyczyny najczęściej kojarzone z ujęciem marksistowskim, oznacza klasę społeczną pozbawioną środków produkcji, stojącą nieustannie w opozycji do burżuazji.

Pojęcie klasy prekariatu jest na tyle szerokie, że można do niej włączyć osoby będące nieustannie gdzieś pomiędzy biedą a bogactwem oraz pracą a bezrobociem, które łączy niekończące się poczucie zagrożenia i niepewności co do przyszłości.

Taką też definicją w książce The Precariat. The New Dangerous Class operuje Standing. Choć samo zjawisko tzw. precarity (bądź jak kto woli – précarité) było wcześniej badane przez francuskich socjologów w kontekście pracowników tymczasowych i sezonowych (m.in. P. Bourdieu), Standing do grona prekariuszy zalicza zdecydowanie więcej zróżnicowanych, pozornie niepowiązanych ze sobą jednostek. Tym samym za prekariuszy można uznać z jednej strony pracowników fizycznych – robotników czy sprzątaczki, z drugiej – dziennikarzy czy freelancerów. Prekariuszem może być student dorabiający do stypendium, jak i emeryt dorabiający do emerytury. Co łączy te osoby?

Osią centralną koncepcji prekariatu jest właśnie wspomniana na początku artykułu niepewność – zatrudnienia (obawa przed nagłą utratą pracy) oraz wynagrodzenia (które nie jest wypłacane w regularnych cyklach bądź też nie jest uzależnione od posiadanych kompetencji czy awansu). Prekariusze wykonują swoją pracę w oparciu o tzw. elastyczne formy zatrudnienia, czyli na przykładzie Polski w oparciu o umowę o pracę na czas określony, na podstawie umowy cywilnoprawnej, umowy agencyjnej czy samozatrudnienia.

Nie można więc utożsamiać pojęcia prekariatu z pojęciem podklasy. Jak wspomina Standing, nie wszystkie osoby wchodzące w jego skład są z tej przynależności niezadowolone – część jednostek świadomie wybiera elastyczne zatrudnienie jako korzystne dla siebie. Całościowy wydźwięk książki jest jednak pesymistyczny: Standing mimo wszystko kreśli prekariuszy jako klasę poszkodowaną, anemiczną i narażoną na upadek społeczny. Określa ich czterema rzeczownikami, tzw. czterema A: anger, anomie, anxiety oraz alienation (tj. gniew, anomia, niepokój, alienacja). Przez taką, a nie inną charakterystykę prekariusze mają nie odczuwać solidarności zawodowej, a nawet – spoglądając szerzej – społecznej. Są życiowymi oportunistami, a w konsekwencji mogą stanowić pożytek dla skrajnych (niezależnie, czy prawicowych, czy lewicowych) ruchów społecznych.

Zacięta społeczna winda


W epoce powojennej za filar społecznego dobrobytu uważano klasę średnią. Typowymi przedstawicielami middle class były osoby wykształcone, posiadające stosunkowo wysokie kompetencje kulturowe, wykonujące zazwyczaj prace umysłowe, cechujące się względnie wysokim poziomem zgromadzonego dobrobytu.

Grupa ta często określana była jako winda, którą można łatwo wjechać z klasy niższej do klasy wyższej. Obecnie jednak większość badaczy zauważa, iż społeczeństwo XXI w. jest dużo bardziej sfragmentaryzowane, przez co sama kategoria klasy średniej nie oddaje już tak dokładnie rzeczywistości. Ten punkt widzenia podziela również Standing; proponuje on nowy podział klasowy:
  • na samym szczycie hierarchii znajduje się tzw. elita – garstka najbogatszych tego świata;
  • szczebel niżej mamy salariat pracujący w oparciu o stabilne formy zatrudnienia, zazwyczaj w korporacjach międzynarodowych lub administracji publicznej;
  • na tym samym szczeblu co salariat znajduje się grupa fachowców, czyli wysoko wykwalifikowanych pracowników, którzy nad długoterminowe umowy o pracę przekładają elastyczne zatrudnienie; osiągają oni przy tym wysokie dochody;
  • niżej umiejscowieni są pracownicy fizyczni posiadający względnie stabilne zatrudnienie;
  • na samym dole mieści się prekariat, który, jak stwierdza Standing, niekoniecznie jest kompletnie uformowaną klasą społeczną, zdolną do wchodzenia w interakcje z innymi, lecz tzw. klasą w budowie.

Z opisu rzeczywistości zaproponowanego przez Standinga wynika, iż przepuszczalność tradycyjnie rozumianych klas społecznych obecnie, w epoce ponowoczesnej, jest dużo mniejsza niż w XX w. Co prawda, łatwo jest ześlizgnąć się do klasy niższej, lecz droga w górę jest w praktyce zarezerwowana dla nielicznych „wybrańców losu”. Znamienne tu wydają się być słowa Wawrzyńca Smoczyńskiego, który, przytaczając kazus robotników fizycznych oraz absolwentów uniwersytetów, stwierdza, iż pierwsi wypadli z klasy średniej, drudzy mogą do niej nigdy nie wejść, a ci, którzy pozostają w środku, boją się ześlizgnięcia w prekariat.

Najbardziej rozczarowującym punktem lektury The Precariat... Standinga jest część poświęcona metodom przeciwdziałania prekaryzacji zatrudnienia. Standing prezentuje się jako orędownik koncepcji dochodu podstawowego, który miałby być wypłacany wszystkim obywatelom niezależnie od ich sytuacji materialnej, od płci, od posiadania dzieci czy innych kryteriów, jakie są zazwyczaj stawiane przy transferze środków socjalnych, ale przede wszystkim niezależnie od tego, czy ktoś pracuje, czy też nie. Rozczarowuje nie tyle sam fakt przedstawienia takiego postulatu, gdyż nie jest to pomysł ani nowy (za podobnym rozwiązaniem, co dla wielu może być szokiem, opowiadał się Milton Friedman, proponując tzw. negatywny podatek dochodowy), ani całkowicie odrealniony (w przyszłym roku w Szwajcarii ma się odbyć krajowe referendum na temat wprowadzenia dochodu powszechnego). Ze świecą jednak szukać w pracy Standinga pogłębionej analizy, skąd wziąć pieniądze na finansowanie takiego rozwiązania – autor ogranicza się jedynie do postulatu podniesienia podatków oraz demontażu obecnie funkcjonujących polityk społecznych: zarówno tych dotyczących przedsiębiorców (takich jak dotacje czy subwencje), uznając je za nieefektywne i sprzeczne z liberalnym modelem państwa, jak i tych odnoszących się do pracowników i osób bezrobotnych, uznając je za dyskryminujące ze względu na posiadane cechy (płeć, dzietność, zamożność) i będące elementem, jak to sam autor określa, systemu inwigilacji i nadzoru nad zniewoloną jednostką.

Młodzi, zdolni, prekaryjni


Nie wchodząc w głębszą polemikę nad zasadnością wprowadzania dochodu powszechnego, można jednak zaryzykować twierdzenie, iż prekaryjność zatrudnienia występuje na polskim rynku pracy. Mimo że zjawisko to może dotknąć wszystkie grupy wiekowe, wydaje się, iż widmo prekaryjności rozciąga się najbardziej nad osobami młodymi, dopiero wchodzącymi na rynek pracy. Jednym z sygnałów potwierdzających trudne położenie osób młodych w naszym kraju jest najwyższy, w porównaniu do innych grup wiekowych, wskaźnik bezrobocia wśród osób w przedziale 15-29 lat, który według badań BAEL w 2010 r. wyniósł 16,7%. Analiza danych Eurostatu z 2010 r. wskazuje, że w zakresie poziomu zatrudnienia pomiędzy różnymi grupami wiekowymi istnieją duże dysproporcje. Poziom zatrudnienia w grupie wiekowej 20-24 lata jest niższy od poziomu w grupie 35-39 lat aż o 38 p.p. Jest to po części uzasadniane wysokim poziomem skolaryzacji w Polsce. Mniejsza różnica w poziomie zatrudnienia istnieje natomiast pomiędzy grupą 25-29 lat (obejmującą świeżo upieczonych absolwentów szkół wyższych) oraz 35-39 lat (czyli grupą o najwyższym poziomie zatrudnienia). Dla grupy wiekowej 25-29 lat wskaźnik zatrudnienia wyniósł 74,1%, natomiast dla grupy 35-39 lat – 82%.

Wskaźniki te, jak wskazują autorzy raportu Instytutu Spraw Publicznych, skłaniają do wniosku, że odmienność (młodych pracowników – przyp. autora) od starszych roczników w niewielkim stopniu opiera się na samej wielkości zatrudnienia – cech różnicujących trzeba będzie poszukiwać w obszarze warunków zatrudnienia, takich jak rodzaj podpisywanych umów czy pozycji w strukturze władzy przedsiębiorstw. Osoby młode, wchodzące na rynek pracy, w praktyce cieszą się mniejszą ochroną zatrudnienia, świadcząc pracę w oparciu o umowy odmienne niż dająca największą stabilność umowa o pracę na czas nieokreślony. Jak wskazują dane Eurostatu za 2011 r., Polska wiedzie prym w Europie jeśli chodzi o wykonywanie pracy w oparciu o umowę na czas określony – na takich warunkach zatrudnionych jest niemal 30% pracowników w Polsce. W kategorii wiekowej 15-24 lata jedynie młodzi Słoweńcy są częściej zatrudniani tymczasowo niż ich polscy rówieśnicy (w naszym kraju wskaźnik dla tej grupy wynosi około 67%).

Dla młodych pracowników umowy o pracę na czas określony wydają się być jednak dość korzystną opcją. W porównaniu do innych, popularnych wśród tej grupy wiekowej form zatrudnienia, czyli przede wszystkim umów cywilnoprawnych, umowy na czas określony, będące wariantem stosunku pracy, gwarantują kodeksową ochronę uprawniającą chociażby do urlopów wypoczynkowych i zdrowotnych. Są one jednak o tyle niestabilne, iż łatwo je rozwiązać – pracodawca nie jest zobowiązany do uzasadnienia wypowiedzenia, a jego termin wynosi dwa tygodnie.

Bardziej problematycznym, a jednocześnie niezmiernie ważnym z punktu widzenia prekaryjności zatrudnienia zagadnieniem jest coraz większa popularność wykonywania pracy w oparciu o umowy cywilnoprawne – o dzieło i zlecenia. Na próżno jednak szukać danych na ten temat odnoszących się do osób młodych. Zatem jak duży odsetek ogółu osób pracujących wykonuje swoją pracę na podstawie takich umów?

Recykling „śmieciówek”, czyli potrzeba zmiany prawa


Zasadniczo nikt nie zbiera rzetelnych danych o ilości umów o dzieło i zlecenia funkcjonujących obecnie na polskim rynku pracy. Dane dostarczane przez ZUS wskazują (stan z grudnia 2012 r.), że takich osób było około 815,8 tys. – dane te nie obejmują jednak umów o dzieło, gdyż nie odprowadza się od nich składek na ubezpieczenia społeczne. Główny Urząd Statystyczny podał natomiast, iż w 2011 r. umowy o dzieło i zlecenia zawarto z ponad milionem wykonawców i zleceniobiorców, nie wliczając w to osób, które świadczyły pracę dla przedsiębiorstw zatrudniających poniżej 9 osób (te zaś zatrudniają ok. 3,5 mln osób). Dane dostarczone przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej lokują się z kolei mniej więcej po środku tych dwóch wartości – według administracji rządowej w 2011 r. pracę na podstawie umów cywilnoprawnych wykonywało 894,3 tys. osób.

O ile wzrost popularności umów cywilnoprawnych jest zrozumiały – uelastycznianie zatrudnienia jest trendem światowym – o tyle niepokoi coraz częstsze ich nadużywanie. Umowę cywilnoprawną można według polskiego prawa zawrzeć w ściśle określonych warunkach – jest ona nielegalna w sytuacji, gdy istnieją przesłanki występowania stosunku pracy. Co prawda, do sądów trafia stosunkowo mało pozwów o ustalenie istnienia stosunku pracy (w roku 2012 było ich 81), jednak inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy nie mogą narzekać na brak obowiązków, kontrolując zgłaszane na tym obszarze niedociągnięcia. Jak wskazują dane PIP, skala stwierdzonych naruszeń przepisów dotyczących zawierania umów cywilnoprawnych w warunkach, w których wymaga się zawarcia umowy o pracę, systematycznie wzrasta – w 2009 r. zakwestionowano 7% takich umów, w 2010 – 10%, w 2011 – 13%, a w 2013 już 16%. Prawo w tym zakresie często naruszają również agencje pracy tymczasowej. Według PIP w 2012 r. 19% osób świadczących pracę tymczasową wykonywało pracę w oparciu o umowę cywilnoprawną, w momencie gdy przysługiwać powinna im umowa o pracę tymczasową. Na marginesie należy dodać, iż jeszcze gorzej agencje wywiązywały się z terminowego wypłacania wynagrodzenia – problem ten wykryto aż w 46% skontrolowanych agencji.

Rozrost prekaryjnego zatrudnienia można tłumaczyć wieloma powodami – złe prawo jest jednym z nich. Obowiązujący od 1975 r. Kodeks pracy w skutek około 100 nowelizacji jest aktem nie dość, że niespójnym, to, co gorsza, nienadążającym za współczesnymi realiami. Umowy cywilnoprawne nie są objęte ochroną kodeksową, choć projekt nowego Kodeksu pracy, którego przepisy miałyby włączyć pod ochronę kodeksową tzw. zatrudnienie niepracownicze (czyli inne niż na podstawie umowy o pracę), istnieje od kwietnia 2007 r. i jest dostępny na stronie internetowej Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Pozostawanie regulacji dotyczących tego rodzaju umów poza Kodeksem pracy jest nie tylko niefunkcjonalne, ale również niekonsekwentne – przepisy ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, o Państwowej Inspekcji Pracy czy przepisy dotyczące Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych odnoszą się do osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę, lecz także do osób świadczących pracę w oparciu o elastyczne formy zatrudnienia.

Jedną z metod walki z prekaryjnym zatrudnieniem, nomen omen poddaną surowej krytyce przez dużą część ekspertów, jest oskładkowanie elastycznych form zatrudnienia. Zagadnienie to jest jednak na tyle skomplikowane, iż zasługuje na odrębną analizę. Zatem, czy istnieją mniej kontrowersyjne metody służące zwiększeniu bezpieczeństwa zatrudnienia w oparciu o umowy cywilnoprawne? Odpowiedź można znaleźć we wspomnianym już projekcie nowego Kodeksu pracy, którego przepisy proponują:
  • objęcie właściwością sądów pracy osób wykonujących pracę na podstawie innej niż stosunek pracy;
  • objęcie kodeksową ochroną takich osób w kwestii zakazu dyskryminacji w zatrudnieniu;
  • objęcie kodeksową ochroną w kwestii przepisów BHP;
  • zaliczenie stażu pracy w charakterze wykonawcy do stażu pracowniczego;
  • ochronę przed niezwłocznym jednostronnym rozwiązaniem umowy;
  • prawo do bezpłatnego urlopu wypoczynkowego na żądanie.

Interesujące są również propozycje zgłaszane przez NSZZ „Solidarność” dotyczące funkcjonowania agencji pracy tymczasowych. Jest wśród nich m.in. pomysł nadania marszałkom województw uprawnienia pozwalającego na wykreślenie z rejestru agencji łamiących przepisy ustawy o zatrudnieniu pracowników tymczasowych oraz wprowadzenie obowiązku dołączania informacji o kondycji finansowej agencji, co miałoby stanowić gwarancje wypłat dla pracowników tymczasowych. Skoro już o związkach zawodowych mowa, warto wspomnieć, iż w świetle obowiązujących przepisów osoby świadczące pracę w oparciu o umowę cywilnoprawną pozbawione są prawa przynależności do związków, co jest jednoznaczne ze złamaniem Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy, której stroną jest Polska.

Aby elastyczne formy zatrudnienia przestały być kojarzone jedynie z wyświechtanym eufemistycznym zwrotem, potrzeba reform. Jak wskazuje Anna Reda, trzeba (…) zastanowić się nad sposobem wprowadzenia odrębnej ochrony dla osób zatrudnionych niepracowniczo, a jednym ze sposobów na to może być właśnie ekspansja prawa pracy. Obecnie funkcjonujący zakres podmiotowy Kodeksu pracy jest dyskryminujący dla osób zatrudnionych w oparciu o umowy cywilnoprawne. Zważywszy na statystyki potwierdzające coraz częstsze nadużycia ze strony pracodawców w stosunku do osób świadczących pracę na podstawie umów o dzieło i zlecenia, potrzeba zmiany jest pilna. O ile tradycyjny stosunek pracy powinien pozostawać w centrum uwagi przepisów prawa pracy, o tyle całkowite odseparowanie zatrudnienia niepracowniczego od kodeksowej ochrony, jakie ma miejsce obecnie, będzie prowadziło do pogłębiającej się prekaryzacji części społeczeństwa, czego konsekwencje, w wymiarze społecznym, mogą być groźne. I choć można się w wielu punktach ze Standingiem nie zgadzać, trudno mu w tym konkretnym przypadku odmówić racji.

Bibliografia
Bauman Z., On the Unclass of Precarians, http://www.social-europe.eu/2011/06/on-the-unclass-of-precarians/ (dostęp; 05.12.2013 r.).
Cyprowski F., Prekariat nie potrzebuje moralnych reprezentantów, „Krytyka Polityczna”, maj 2013, http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20130501/cyprowski-dlaczego-lewica-przeciwstawia-prekariat-nie-potrzebuje-moralnych (dostęp: 05.12.2013 r.).
Kowalski J. K., Umowy śmieciowe w Polsce: umowy cywilnoprawne coraz bardziej powszechne, http://forsal.pl/artykuly/699684,umowy_smieciowe_w_polsce_umowy_cywilnoprawne_coraz_bardziej_powszechne.html (dostęp: 05.12.2013 r.).
Pańków M., Młodzi na rynku pracy. Raport z badania, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2013.
Projekty indywidualnego i zbiorowego kodeksu prawa pracy przygotowane przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Pracy, http://www.mpips.gov.pl/prawo-pracy/projekty-kodeksow-pracy/ (dostęp: 05.12.2013 r.).
Reda A., Zatrudnienie prekaryjne – propozycje rozwiązań, „Dialog. Pismo dialogu społecznego” 4/2012, http://www.cpsdialog.pl/images/KWARTALNIKI/dialog_4_35.pdf (dostęp: 05.12.2013 r.).
Smoczyński W., Prekariusze wszystkich krajów, „Polityka”, wrzesień 2011, http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1519162,1,prekariat-mlodzi-bez-perspektyw-nowa-klasa-spoleczna.read (dostęp: 05.12.2013 r.).
Sprawozdanie z działalności Państwowej Inspekcji Pracy, http://www.pip.gov.pl/html/pl/sprawozd/12/pdf/sprawozdanie_pip_2012.pdf (dostęp: 05.12.2013 r.).
Standing G., The Precariat. The New Dangerous Class, Bloomsbury Academics, London and New York 2011.
Swiss to vote on 2,500 franc basic income for every adult, http://www.reuters.com/article/2013/10/04/us-swiss-pay-idUSBRE9930O620131004 (dostęp: 05.12.2013 r.).

Marta Kowalówka

Udostępnij